Przygoda polskich drużyn z europejskimi pucharami 24/25 rozpoczęła się w ubiegły czwartek, choć przecież formalnie trwał jeszcze sezon 23/24, które ukoronowaniem było Euro w Niemczech. Takie to paradoksy piłkarskiego kalendarza. Paradoksem nie będzie jednak awans Wisły Kraków do II rundy kwalifikacyjnej. Wiślacy wygrali pierwszy mecz z kosowskim KF Llapi Podujevo 2:0. Dziś będą bronić zaliczki w meczu wyjazdowym.
Na ostatnie zdanie oburzyć mógłby się Kazimierz Moskal. Nowy-stary trener Białej Gwiazdy na przedmeczowej konferencji prasowej podkreślał, że nie ma mowy o obronie – jego zespół ma grać taki sam futbol niezależnie od okoliczności. Chce atakować i strzelać bramki. Taka ma być filozofia Moskala i jego drużyny. Można w to uwierzyć, przywołując sobie w pamięci choćby ostatnie miejsce pracy tego szkoleniowca – ŁKS Łódź na początku sezonu 23/24 wprawdzie przegrywał większość meczów, ale nie rezygnował ze swojego stylu gry. Skończyło się zwolnieniem Moskala, ale Piotr Stokowiec wyników zespołu nie poprawił, a wręcz przeciwnie.
Wróćmy do Wisły, która w ubiegły czwartek wygrała 2:0. Wynik otworzył już na samym początku Igor Sapała. Wypełniony ponad 24-tysięcznym tłumem kibiców stadion Reymonta 22 eksplodował po raz pierwszy. A w meczu europejskich pucharów po raz pierwszy od ponad 12 lat. W końcówce spotkania Wisłę w bardzo dobrej sytuacji przed rewanżem usytuował Angel Rodado. Hiszpan podwyższył na 2:0, co jest już naprawdę solidną zaliczką. Czy Wisła utrzyma swojego najlepszego strzelca? Tego nie wiadomo. Okienko trwa, a tajemnicą poliszynela są oferty za króla strzelców I ligi w poprzednim sezonie. Na pewno w Krakowie liczą się z odejściem Rodado, bo w ostatnich dniach zespół wzmocnił Łukasz Zwoliński, wytransferowany z Rakowa Częstochowa. Zwoliński ma doświadczenie, również w europejskich pucharach. Wydaje się, że na zapleczu Ekstraklasy powinien zagwarantować przynajmniej kilkanaście goli w sezonie. Jeśli Rodado zostanie, wespół ze Zwolińskim mogą stworzyć naprawdę bardzo mocny duet napastników.
A Jarosław Królewski zapowiada, że to nie koniec wzmocnień, co jest miodem na skołatane serca fanów Wisły. Krakowianie mieli walczyć o awans, a skończyli sezon w środku stawki. Lichym pocieszeniem był wywalczony wcześniej Puchar Polski i przepustka do Europy, bo cel dla Białej Gwiazdy jest jeden – powrót do krajowej elity. Realizacja tego planu się wydłuża, a bierność na rynku transferowym klubowych działaczy mocno irytuje fanów.
Dla Wisły dwumecz z Llapi jest ważny z kilku powodów. Oczywiście ewentualne odpadnięcie z rywalem z Kosowa to po prostu wstyd, nawet jeśli jest się pierwszoligowcem. Po drugie – w perspektywie są kolejne pieniądze do wyciągnięcia ze skarbca UEFA za przechodzenie kolejnych rund. W kolejnej czeka już Rapid Wiedeń – rywal prestiżowy, który powinien ściągnąć na Reymonta w przyszły czwartek komplet publiczności. Jednocześnie może to być koniec przygody z Ligą Europy, bo Austriacy będą murowanym faworytem dwumeczu. Jednak ewentualna porażka z Rapidem nie oznacza całkowitego rozstania z pucharami – Wisła spadnie do Ligi Konferencji Europy. Jeśli spadnie już teraz, po dwumeczu z Llapi, zagra przeciwko Broendby. Jeśli spadnie rundę później, rywal jest jeszcze nieznany. Ze względu na bazowanie jedynie na krajowym rankingu (Wisła nie ma „swoich” punktów w rankingu) szansa drużyny Moskala na awans do fazy ligowej Ligi Europy lub fazy grupowej Ligi Konferencji jest znikoma. Ale każdy grosz w klubowej kasie jest na wagę złota.
W Kosowie jest upalnie, co może lekko promować przyzwyczajonych do tego gospodarzy. Z drugiej strony, ostatnimi czasy pogoda w Polsce nie jest wiele chłodniejsza. Spotkanie rozpocznie się o 16:30. Na trybunach będą puste krzesełka oraz garstka oficjeli, ale to nie ze względu na godzinę, a ze względu na karę od UEFA nałożoną na kosowski klub. A wczesna godzina wynika z faktu, że obiekt Llapi nie posiada sztucznego oświetlenia.